Zakonserwowane piękno na żółtych blachach
CO SKRYWAJĄ W SOBIE STARE, ZABYTKOWE POJAZDY, A CZEGO BRAKUJE OBECNEJ MOTORYZACJI?
Rozmawiamy z Marcinem Rakowskim, Dyrektorem ds. Jakości w SuperDrob, a prywatnie członkiem Stowarzyszenia Miłośników Starych Samochodów i Motocykli „Mikrus”. Tematem przewodnim jest niezwykła pasja, jaką jest zamiłowanie do zabytkowych pojazdów. Pan Marcin opowiada nam m.in. o klasykach gatunku, również ze swojej osobistej kolekcji, o tym jak wyglądają Rajdy Pojazdami Zabytkowymi i czym się różnią od tradycyjnych, a także co się zmieniło w motoryzacji. Dowiemy się również, jakie plany i marzenia drzemią w duszy posiadacza zabytkowych pojazdów i nie tylko.
W skrócie z wypowiedzi Marcina Rakowskiego:
- W latach 2008 – 2013 miałem w swoim posiadaniu dwa Mercedesy W124 – Youngtimery do codziennej jazdy.
- W 2013 r. dokonałem zakupu pierwszego pojazdu – Mercedesa 380 SE z 1983 r. Samochód użytkowałem jedynie, gdy dopisywała pogoda. W 2015 roku pojechałem nim na pierwszy rajd pojazdów zabytkowych.
- Aktualnie mam łącznie sześć klasyków – 4 motory i 2 samochody.
- W momencie, gdy w garażu pojawił się drugi pojazd, tj. WSK-a 125, zaczęło się przysłowiowe zbieractwo.
- Jedni inwestują w złoto, inni w działki budowlane, a ja w dwu- i czterokołowe klasyki.
- Mój najnowszy nabytek to motocykl SHL M04 z 1954 r.
- Porządne i wyjątkowe samochody powstawały, kiedy jeszcze projektowali je inżynierowie. Skończyło to się jednak w latach 80-tych, gdy zaczęli przejmować to księgowi i finansiści.
- W zabytkowych pojazdach zachwyca ten sentyment, powracające wspomnienia z czasów dzieciństwa. Stare pojazdy wywołują pozytywne spojrzenia ludzi np. jadąc Maluchem ludzie się za nim oglądają, widzę same radosne uśmiechy i podnoszone kciuki.
- Dla młodego chłopaka najlepszym pojazdem, który ma być zarówno zabytkiem i nadawać się do jazdy na co dzień jest Simson.
- W każdym z zabytkowych pojazdów znajdzie się coś do zrobienia, a największą przyjemność i satysfakcję ma się wtedy, kiedy robi się to samemu.
- Rajdy zabytkowe bazują na podobnych zasadach, co rajdy turystyczne. W tym przypadku nie chodzi o wyścig.
- W ramach stowarzyszenia organizujemy imprezy m.in. Rajd MotoBabki. Uczestnikami mogą być wyłącznie Panie.
- Jednym z moich marzeń jest Mercedes-Benz SL pierwszej generacji 300SL Gullwing. Jest to jak najbardziej realne po wygranej w lotto.
>>>Kliknij i zobacz osobistą kolekcję zabytkowych pojazdów Marcina Rakowskiego.<<<
Zanim przejdziemy do Pana pasji, tytułem wstępu – prosimy powiedzieć kilka słów o sobie, po krótce nt. ścieżki kariery – m.in. od kiedy pracuje Pan w firmie SuperDrob, jakie obowiązki ciążą na stanowisku Dyrektora ds. Jakości, z którymi działami przychodzi współpracować Panu najczęściej, itp.?
Marcin Rakowski: Ukończyłem technologię żywności na Akademii Rolniczej w Poznaniu oraz Uniwersytet Przyrodniczy w 2000 roku. W ówczesnym czasie funkcjonowała jeszcze Szkoła Podchorążych Rezerwy, w której zrealizowałem półroczne szkolenie wojskowe. Karierę zawodową rozpocząłem 2001 roku w ubojni w Zakładach Drobiarskich Rowex jako Specjalista ds. Jakości, w której przepracowałem sześć lat. Kolejne siedem lat pełniłem funkcję Kierownika Działu Jakości w firmie Storteboom Hamrol, do której z czasem wróciłem, pracując tam kolejne 4 lata. Innym natomiast doświadczeniem była praca dla grupy IslaDelice z Francji, w której sprawowałem nadzór nad polskimi dostawcami surowców i gotowych produktów przez dwa i pół roku. W oparciu o zbiór swoich doświadczeń mogę powiedzieć, że sięga ono swym zakresem – od pola do stołu. Z pewnością dzięki tym początkom w branży drobiarskiej, pozostałem w niej do dzisiaj.
W SuperDrob zostałem zatrudniony w roku 2021, obejmując stanowisko Dyrektora ds. Jakości. Funkcja ta wiąże się z zarządzaniem działami jakości w naszych superdrobowych lokalizacjach. Zakres obowiązków obejmuje poniekąd również kontraktacje oraz wylęgarnie. Czołowe zagadnienia, którymi się zajmuję to przede wszystkim zapewnienie najwyższej jakości produktów, a w tym zadbanie o zadowolenie klientów. Do moich obowiązków należą także program zwalczania Salmonelli i kwestie jakości żywca. Niemniej ważne pozostają też wymagania weterynaryjne związane z dobrostanem, jak i kontrola wymogów bioasekuracji. Stanowisko z pewnością wymaga umiejętności zarządzania i koordynowania pracą zespołu, jak też rozeznania w sytuacjach kryzysowych, w tym zdolności zapobiegania i właściwego reagowania. Dział jakości jest dosyć specyficzny, dlatego prawdę mówiąc staramy się wspomagać każdy z działów w zależności od potrzeb. Najczęściej jednak współdziałamy z zakładami produkcyjnymi, Działem Kontraktacji i Działem Sprzedaży.
Przechodząc do tematu Pańskiej pasji – ciekawi nas, skąd wzięło się zamiłowanie do motoryzacji i ta fascynacja zabytkowymi samochodami? Od kiedy się tym Pan interesuje?
Zaczęło się to już podczas studiów. Moją uwagę zwróciły samochody dwóch kolegów. Jeden z nich miał Fiata 132, a drugi Zastave 1100p Mediteran. Kolejna pokusa, która pojawiła się również za czasów uczelnianych, dotyczyła posiadacza Audi 80 z początków lat 70-tych. Wywarło na mnie duże wrażenie to, że samochód mający 25 lat wygląda jak nowy. To imponujące piękno utkwiło mi na długi czas w pamięci do tego stopnia, że po kilku latach zakupiłem swojego pierwszego klasyka. I tak w latach 2008 – 2013 miałem w swoim posiadaniu dwa mercedesy. To też zainicjowało przygodę z klasykami, która nieprzerwanie trwa do teraz.
Wiemy, że posiada Pan swoją osobistą kolekcję klasyków. Jak duża ona jest? Co to za modele i jaki był pierwszy?
W 2015 roku pojechałem na pierwszy rajd pojazdów zabytkowych swoim pierwszym klasykiem -Mercedesem Benz 380 SE z 1983 r. Jeśli chodzi o drugi pojazd, to nie był on przypadkowy. Na pierwszym rajdzie poznałem chłopaka, który był jedynym motocyklistą wśród obecnych uczestników. Przyjechał on SHL-ką z 1965 r. Wróciły wspomnienia z dzieciństwa, z których szczególnie utrwaliły mi się komarki. Zacząłem się zastawiać, skoro miejsce w garażu jeszcze jest, to może by tak zakupić motocykl.
Zanim jednak urealniłem myśl w czyn, musiałem umiejętnie urobić żonę, która nie była temu przychylna. Akurat w czasie zbiegły się moje 40-te urodziny i wówczas zasugerowałem żonie, że nie chcę żadnego prezentu, a jedynie zgody na motocykl 😊 W ten sposób pojawiła się w garażu WSK-a 125 i zaczęło się, że tak to ujmę – zbieractwo.
W niedalekim czasie pojechałem WSK-ą wraz z synem na Rajd Motocykli Zabytkowych. Wówczas syn miał okazję przejechać się na motorynce i złapał bakcyla. W związku z tym kupiłem dla niego Simsona S50. Następnie zrobiłem prawo jazdy kategorii A i zdecydowałem się na kupno Hondy CX 500 Custom. Swoją drogą mimo, że to klasyk, nadaje się również do jazdy na co dzień. Czwartym pojazdem, który dołączył do mojej kolekcji był Maluch z 1984 r. Następnie przekonywałem żonę powtórnie na pojazd dwukołowy. I tak trafiła mi się kolejna perełka, jaką był skuter Vespa 50R z 1969 r. Natomiast w tym roku dokonałem zakupu motocyklu SHL M04 z roku 1954. To zresztą najstarszy pojazd w mojej kolekcji. Jeśli chodzi o pierwszy samochód Mercedes Benz 380 SE oraz WSK-ę sprzedałem je. Na chwilę obecną mam łącznie w posiadaniu sześć klasyków – 4 motory i 2 samochody.
Sprzedał Pan Mercedesa i WSK-ę. Jak jest zatem z opłacalnością tych samochodów w obecnych czasach?
Nie ma na to reguły. W przypadku Mercedesa licząc łączną wartość wkładu przez cały okres posiadania pojazdu, poniosłem stratę w kwocie 3000 zł. Z kolei sprzedając WSK-ę, 1000 zł zarobiłem. Można więc powiedzieć, że się zwróciło biorąc pod uwagę fakt, że Mercedesa miałem przez 7 lat, a WSK-ę przez 5 lat. Wszystko jest piękne, jak się kupuje, ale zawsze znajdzie się coś, co trzeba poprawić. Wówczas poszukuje się cennych części, by uzupełnić braki. Najdroższym pojazdem z mojej kolekcji jest Mercedes Benz 380 SL (kabriolet), a druga w kolejności jest SHL-ka. SHL-ka w najbliższych tygodniach otrzyma żółte tablice rejestracyjne. Ze względu na to, że kupiłem ją bez dokumentów, sam fakt rejestracji znacznie podniesie wartość.
Poza pasją i zamiłowaniem do pojazdów zabytkowych, przy okazji są one inwestycją na przyszłość. Dlatego jeśli decyduję się na sprzedaż, staram się by kolejny pojazd był starszy i o większej wartości, zarówno finansowej jak i kolekcjonerskiej. Jedni inwestują w złoto, inni w działki budowlane, a ja w dwu- i czterokołowe klasyki.
Który okaz uważa Pan za najbardziej atrakcyjny?
Mój najnowszy nabytek, czyli motocykl SHL M04. Być może po części ze względu na ograniczoną dostępność tego okazu.
Powstawały one w latach 1949-1954, jak podają różne źródła w liczbie od 15-30 tys. egzemplarzy. To zatem skala niewielka, dzięki czemu pojazd jest bardziej unikatowy. Dla porównania „malucha” wyprodukowano ponad 4,5 miliona sztuk.
Czy ma Pan już w swojej kolekcji ten wymarzony egzemplarz?
Każdy pojazd z kolekcji ma swoje miejsce. Z uwagi na ograniczenia przestrzenne mam jeden większy samochód, a drugi mniejszy. Motory zresztą również są takie i takie. Myślę, że ta SHL-ka to już jest ten cel w kategorii mniejszych motocykli klasy 125. Szczerze mówiąc jedyne, co mogłoby być ciekawsze to SHL 98 jeszcze sprzed wojny. Jednak przez ostatnie parę lat widziałem na sprzedaż tylko jedną sztukę. Zaczęły one być produkowane w 1938 r., a później wybuchła wojna. Dlatego nie powstało ich dużo. Być może jeszcze w przyszłości trafi do mojej kolekcji coś przedwojennego, aczkolwiek na razie o tym nie myślę. Trudno mi natomiast znaleźć zamiennik Vespy 50R. Ewentualnie Vespa 125, jednakże wyszło ich niewiele i też trudno ją gdzieś dostać.
Jak często użytkuje Pan swoje okazy na co dzień czy tylko od święta? Znaczącą część całkowitej puli pojazdów to motory, to nimi najczęściej Pan się porusza?
Mimo, że w mojej kolekcji przeważają motory, to jednak nie uważam siebie za motocyklistę. Oczywiście jeżdżę jednośladami, ale nie tak często, jak faktycznie to robią motocykliści. To raczej na zasadzie towarzyskich wyjazdów z kolegami, do których niekiedy przyłączam się na wspólny przejazd. Oczywiście tylko w ciepłe dni. Generalnie, jak przychodzi już sezon zaczynam rzeczywiście użytkować pojazdy. Na przykład Maluchem już w tym roku jeździłem. Mercedesa wystawiam tylko wtedy, gdy szykuje się dalszy wyjazd. Zasadniczo bowiem wszystkie te pojazdy, poza syna Simsonem są używane okazyjnie czy weekendowo, bo w gruncie rzeczy szkoda ich używać na co dzień. Jednak, jak tylko przychodzi wiosna i jest pogoda to z nich korzystam, jadąc np. na zakupy do najbliższego sklepu.
Niektórzy pasjonaci mają swojego idola, wzór do naśladowania, który wzbudza ich podziw i szacunek. Czy Pana również inspiruje jakaś barwna postać?
Raczej nie. Trudno powiedzieć, żebym miał jakiegoś jednego idola.
Co najbardziej Pana zachwyca w tej dawnej motoryzacji, a czego brakuje obecnej?
Pierwsze, co nasuwa mi się namyśl to brak inżynierów, a raczej ich mniejszy wpływ na ostateczny produkt. Moim zdaniem takie naprawdę dobre, porządne i wyjątkowe samochody powstały, kiedy jeszcze projektowali je inżynierowie. Skończyło to się jednak w latach 80-tych, gdy zaczęli przejmować to księgowi i finansiści. Na przykład mój Mercedes jest z roku 1982, a był produkowany w latach 1971-1989. W tej chwili jest to nie do pomyślenia. Teraz chodzi o to, by przekonać klienta do zakupu nowego modelu. Dawniej nie było tego problemu, tamte ludzie kupowali.
Trudno do końca stwierdzić z czego wynika pasja do jazdy pojazdami zabytkowymi. Przecież np. Maluchy nie są ani wygodniejsze, ani łatwiejsze w prowadzaniu, ani szybsze. A jednak ta przejażdżka Maluchem, otwarcie jego drzwi, poczucie zapachu skaju, to są doświadczenia, których się nie da opisać. To budzi same dobre skojarzenia związane z latami dzieciństwa. To szczególnie zachwyca, ten sentyment. Poza tym, te stare pojazdy, czy to motocykle, czy samochody wywołują pozytywne spojrzenia ludzi. Kiedy zobaczą nowoczesne, ekskluzywne auto, to nie jest to tak wyjątkowe spojrzenie jak to, którym obdarowują zabytkowy samochód. Wiem to z autopsji, jadąc Maluchem ludzie się za nim oglądają, widzę same radosne uśmiechy i podnoszone kciuki. Tak samo w przypadku WSK-i. Zatrzymując się na przykład pod sklepem nie było sytuacji, by ktoś przeszedł obojętnie, po wielokroć słyszałem „miałem taką kiedyś”. Ludzie to wspominają.
Jak do Pana pasji podchodzi rodzina? Czy również współdzielą ją z Panem?
Generalnie, poza córką, zaangażowana jest cała rodzina. Zdarzało się jednak, że także córka zabierała się z nami na rajdy. Wówczas jechaliśmy na dwie załogi jednym samochodem ja z synem, drugim żona z córką. Niemniej nigdy nie wynikało to z naszej namowy, a kiedy miała po prostu ochotę. Syn natomiast się wciągnął, ale pod kątem fotografowania i filmowania tego typu wydarzeń. Nagrywa, robi zdjęcia, a później to montuje.
Czym kieruje się Pan przy wyborze zabytkowych samochodów? Czy to kwestia właściwej specyfikacji, konkretnych marek, a może jest jakiś inny wyznacznik?
Jedno i drugie. W przypadku pierwszego Mercedesa szukałem stanowczo takiego modelu i dawał mi dokładnie to, czego oczekiwałem. Maluch również nie był zakupiony bez powodu. Po prostu darzę wielkim sentymentem to auto. Jeśli chodzi o WSK-ę, z jednej strony mój pierwszy motocykl, z drugiej zabytkowy, a jeszcze inną kwestią była możliwość jazdy na kat. B. Honda – szukałem wówczas czegoś nie za dużego pod kątem podszkolenia techniki jazdy i akurat nawinął się ten model. Vespa i Simson to był wybór ukierunkowany, jak najbardziej oczywisty. Uważam, że dla młodego chłopaka najlepszym pojazdem, który ma być zarówno zabytkiem i nadawać się do jazdy na co dzień jest właśnie Simson.
Natomiast Vespa to idealny pojazd dla początkującego motocyklisty, czyli mojej żony. W przypadku Mercedesa Cabrio, nie chodziło mi o markę, a właśnie o te Cabrio. Natomiast przed sprzedażą WSK-i nie ukrywam, że SHL 04 lub 05 to było coś, czego najbardziej szukałem. Na wszelki wypadek miałem przygotowanych kilka innych typów, jednak trafiło się to, na czym mi faktycznie zależało.
Co w tej pasji sprawia Panu najwięcej radości, powoduje przyjemność – jazda klasykami, samo podziwianie tych „cudów” motoryzacji, ich historia, czy coś zupełnie innego?
Po pierwsze rajdy, tylko te długie, trwające przez cały weekend. Bo to wtedy jest ten czas spotkań z ludźmi, dzielącymi tą samą pasję, odczuwającymi te same emocje. Wówczas są rozmowy, wymiana swoich doświadczeń i zainteresowań z kręgu zabytkowych pojazdów. A po drugie szukanie pewnych detali. Mam tu na myśli różne części do poszczególnych pojazdów. To małe rzeczy, które cieszą. Tak było w przypadku „twardych” sprężyn do siodełka w SHL-ce, które udało mi się zdobyć, to prawdziwy unikat i co najlepsze podarowany w gratisie. Znowu do WSK-ki długi czas poszukiwałem oryginalnej lampy tylnej z tego samego rocznika i koniec końców udało się ją znaleźć, a co więcej nigdy niemontowaną. Właśnie tego typu znaleziska sprawiają tak wiele radości. Mercedes jest wdzięcznym samochodem, ponieważ do niego można bez problemu zakupić wiele oryginalnych części i to jeszcze w serwisie, nawet do modeli z lat 70-tych. Ogólnie rzecz ujmując, zawsze w każdym z zabytkowych pojazdów znajdzie się coś do zrobienia, a największą przyjemność, satysfakcję ma się wtedy, kiedy robi się to samemu. W moim przypadku instalacje elektryczne robię w całości sam, ale już mechaniki nie ruszam.
Dodatkowo, wspominaliśmy już, że uczestniczy Pan w rajdach samochodowych. Nie są to jednak typowe wyścigi, biorąc pod uwagę fakt, że są to rajdy dla posiadaczy „KLASYKÓW”. Sądząc po nas, niewiele osób ma na ten temat wiedzę. Dlatego, prosimy wyjaśnić – co to dokładnie jest, jak to się odbywa, na czym polega i czym różnią się one od tradycyjnych rajdów?
W odniesieni do długości trwania wydarzenia, można wyróżnić dwa rodzaje rajdów. Jedne to takie, które realizowane są w ciągu jednego dnia. A drugie to eventy trwające od piątku do niedzieli. Rajdy zabytkowe bazują na podobnych zasadach, co rajdy turystyczne. W tym przypadku nie chodzi o wyścig. Jedzie się trasą przez wyznaczone punkty i mierzy z różnymi zadaniami. Trasę pokonuje się na podstawie tzw. itinerera. Jest to opis trasy w postaci następujących po sobie kratek, z których każda zawiera tzw. zdarzenia drogowe. To np. znak pierwszeństwa i strzałka w prawo. Oznacza to, że trzeba znaleźć odpowiednią sytuację na drodze, czyli układ skrzyżowania i w odpowiednią stronę skręcić. Po drodze są różnego rodzaju próby. Mogą to być próby stricte samochodowe, takie jak przejazd obydwoma kołami po desce, dojazd do słupka na określoną odległość, zrobienie czegoś na czas (np. slalom) itp. Mogą to też być próby rozrywkowe, np. darcie pierza, bieganie ze szklanką wody czy rzucanie pomidorami do słupka. Ciekawą konkurencję stanowi również konkurs elegancji. Załoga pojazdu przebiera się w strój, pasujący do konkretnej epoki samochodu. Przy czym dużo łatwiej jest wybrać ubiór do samochodów przedwojennych. I ogólnie rzecz biorąc to one zazwyczaj zdobywają nagrody. Ocenia się tu całość – załogę wraz z samochodem.
Rajdy są różne. Jeżeli rajd jest organizowany przez jakiś Automobilklub to najczęściej przewaga prób związana jest z samochodem. A są też rajdy typowo rekreacyjne, rodzinne, na których nie ma żadnych prób samochodowych. Wynik każdego rajdu zależy od uzyskanej sumy punktów ze zrealizowanych prób. Inaczej to wygląda w Mistrzostwach Polski Pojazdów Zabytkowych, gdzie oprócz prób, restrykcyjnie pilnowany jest czas wyjazdu i przyjazdu na punkt kontroli czasu. Nie można ani za szybko, ani za wolno, tylko optymalnie. W związku z tym, że nie są to wyścigi, w których decyduje kolejność ukończenia trasy – meta nie jest dla uczestników. Przygotowywana jest z myślą o publiczności, która czeka na rajdowców, współdzieląc z nimi radość podczas tego wydarzenia.
A czy w rajdach klasykami mogą zawsze brać udział wszystkie pojazdy – jedno- i dwuśladowe? Czy organizowane są oddzielne rajdy dla samochodów, a oddzielne dla motocykli? Jak to wygląda?
Możemy podzielić rajdy na trzy kategorie – typowo samochodowe, wyłącznie motocyklowe oraz mieszane, w których biorą udział właściciele zarówno jedno- i dwuśladów. Na przykład Rajd Pojazdów Zabytkowych organizowany przez Automobilklub Wielkopolski, na którym również pojawiają się motocykle.
Ma Pan już jakieś plany w związku z tegorocznym udziałem w rajdach?
Tak, stwierdziłem, że w tym roku nie jedziemy dwoma samochodami jak zazwyczaj. Owszem udamy się na rajd całą rodziną, jednakże tym razem z podziałem na trzy pojazdy. Żona z córką – Maluchem, syn – Simsonem, a ja SHL-ką. Postawiłem sobie wyzwanie i mam ambicje, by przejechać tegoroczny, wiosenny rajd na motorze. Chcę dojechać na start na kołach. W związku z tym muszę najpierw pokonać 50 km do bazy, następnie przejechać trasę rajdu wynoszącą 70 km i później z powrotem wracać 50 km. Na motorze z 1954 r. jest to spore wyzwanie.
Ile razy uczestniczył już Pan w rajdach?
Szczerze mówiąc nie sposób to teraz zliczyć, ale naprawdę dużo tego było. Ostatnie dwa rajdy, w których brałem udział to: Automobilklub Wielkopolski 48. Poznański Międzynarodowy Rajd Pojazdów Zabytkowych oraz VII Jesienny Rajd Pojazdów Zabytkowych.
Czyli w miarę możliwości stara się Pan jeździć na wszystkie zloty fanów „klasyków”?
Ze względów czasowych biorę udział w rajdach organizowanych z reguły na miejscu w Wielkopolsce. W takich, gdzie od mojego domu jest mniej więcej godzina dojazdu, ponieważ najczęściej rajdy rozpoczyna się już w piątek w okolicach godz. 16:00 – 17:00.
Czy rajdy traktuje Pan w formie rywalizacji, czy raczej rekreacji?
Powiem tak, uczestnictwo w rajdach traktuję całkowicie jako rozrywkę dla przyjemności. Przyznam się, że raz udało mi się wygrać, ale nie było to kompletnie zamierzone. Po prostu udało mi się tak bez wysiłku i jakichkolwiek starań o zwycięstwo osiągnąć dobre wyniki w większości kategorii.
Co sprawia największą satysfakcję z udziału w rajdach? Jakby opisał Pan emocje, które towarzyszą podczas tego wydarzenia?
Atmosfera panująca podczas rajdów jest wyjątkowa, bardzo się ją odczuwa. Poza tym zakres samochodowy jest niezwykle różny, co jest jednocześnie bardzo fajne. Na rajd przyjeżdżają właściciele samochodów za 300 tys. zł typu Porsche, jak i właściciele Maluchów. Jednak, co najważniejsze, nikt nie czuje się gorszy. Nie ma znaczenia to, czy ktoś przyjechał lepszym czy gorszym autem. Siadając przy stole rozmawiamy jak swój ze swoim, w ogóle nie zwracając uwagi na jakiekolwiek, dzielące nas różnice. W trakcie rajdów poznaje się dużo ludzi i zbiera się kontakty. Wówczas, w razie potrzeby, zawsze możemy się zdzwonić, co też zresztą czynimy.
A jeśli chodzi o ograniczenia pojazdów zabytkowych, czy są jakieś, np. kryteria wiekowe, by dany klasyk został zaklasyfikowany do rajdu?
Nawiązując do wcześniejszych lat, przez długi czas organizatorzy trzymali się regulaminu FIVA, czyli Międzynarodowej Federacji Pojazdów Zabytkowych. Według tego regulaminu pojazd musiał mieć ukończone 30 lat. W tym roku byłyby to samochody wyprodukowane do 1991 roku. Jednak ze względu na zmiany, jakie zaszły w motoryzacji w stosunku do lat 90-tych, organizatorzy zaczęli ograniczać próg wiekowy. Teraz na przykład to pojazdy wyprodukowane do 1980 r. czy 1985 r. zostają bez przeszkód zaklasyfikowane do rajdów. W przypadku Mistrzostw Polski jednak nadal przestrzegane jest kryterium wiekowe zgodne z FIVA, tym samym dopuszczone są pojazdy w wieku do 30 lat. Zdarzają się także wyjątki w drugą stronę. Tak było na ubiegłorocznym Jesiennym Rajdzie Pojazdów Zabytkowych organizowanym przez Automobilklub Wielkopolski. Organizator nie wprowadził ograniczeń wiekowych, dzięki czemu mogły w nim wziąć udział takie samochody jak Fiat Uno. I przyznaję, że to pięknie zachowane Uno robiło duże wrażenie.
Jest Pan może członkiem jakiegoś stowarzyszenia, czy jakiejś innej grupy pasjonatów?
Tak, jestem członkiem Stowarzyszenia Miłośników Starych Samochodów i Motocykli „Mikrus”. To niewielkie Stowarzyszenie, znajdujące się w Dopiewie. W ramach stowarzyszenia organizujemy imprezy, a naszą tradycją jest Rajd MotoBabki. Co ciekawe, nie jest to Rajd Pojazdów Zabytkowych. Generalnie, zasady są te same oprócz jednej – nie chodzi o samochód, a o płeć uczestników. Mogą startować w nim wyłącznie Panie – od kierowcy, przez pilota, aż po osoby towarzyszące. Jedynie kobiety. Zawsze odbywa się to raz w roku w kwietniu. W ostatnim czasie zajmuje się fotografowaniem wydarzenia, a mój syn robi z tego film.
Czy planuje Pan poszerzyć swoją kolekcję?
Oczywiście kusi więcej, ale już teraz nie zawsze jest czas, by nimi jeździć. Przy większej liczbie pojazdów byłoby jeszcze trudniej. Natomiast inną kwestią jest niewystarczająca przestrzeń. Bo choć garaż mam długi na 10 m, to jednak też ma ograniczenia. Motory są o tyle dobre, że zajmują znacznie mniej miejsca niż samochody. Z pewnością, gdybym posiadał większą działkę i miał dużo dostępnego miejsca, to skończyło by się na większej liczbie samochodów. Pomimo tego, mam parę realnych marzeń w tym zakresie, które chciałbym zrealizować w przyszłości, np. Ford Mustang z lat 60-tych czy Fiat 500 Topolino. Dwa są jednak trudne do osiągnięcia. Jednym z nich jest Mercedes-Benz SL pierwszej generacji czyli 300SL Gullwing. Akurat to marzenie jest realne, jeśli wygram w lotto 😊 Cena to ok. 1 miliona dolarów, choć pojawiają się czasami na sprzedaż, co prawda nie w Polsce, bo tylko jeden jest w naszym kraju. A drugie marzenie to Bugatti Royale. Powiem tak, tu wygrana w lotto nie wystarczy 😊
Bardzo dziękujemy za rozmowę. Szczególnie za to, że pozwolił nam Pan wejść do swojego fascynującego świata, w którym królują zabytkowe klasyki.